poniedziałek, 6 marca 2017

Profesor Ambroży Kleks – wybitny pedagog czy niebezpieczny fantasta w szponach uzależnień?

Serwus!

Po dość długiej przewie Questy Poboczne powracają by rzucić nowe światło na postać kultową, znaną dobrze nam wszystkim. Na początku chciałbym uściślić jedną kwestię. Tak jak Zenon Martyniuk nie mógł przewidzieć, że jego piosenka stanie sie nieoficjalnym hymnem Reprezenacji, tak Jan Brzechwa nie może być obarczany odpowiedzialnością za filmową adaptację  powstałą 30 lat po publikacji jego wiekopomnego dzieła. Jeśli to mamy już wyjaśnione to przejdźmy do meritum.

Wielokrotnie obejrzana w szczenięcych latach Akademia Pana Kleksa wyraziście odbiła się na mojej psychice - zdecydowanie bardziej, niżbym sobie tego życzył.  Głównym tego skutkiem jest bezwarunkowe uwielbienie dla Piotra Fronczewskiego. Miłość ta dojrzewała we mnie latami, by osiągnąć swój zenit, kiedy dowiedziałem się, że Pan Piotr, mimo iż szantażowany, nie rozpruł się na UB i kategorycznie odmówił współpracy.
THUG LIFE

Przechodząc jednak do rzeczy. Sylwetka wybitnego aktora nie może nam przecież przesłonić licznych kontrowersji jakie budzi postać Pana Kleksa. Być może w latach 80' fakt, że samotny, zdziwaczały starszy pan  prowadzi Akademię wyłącznie dla chłopców, których imię zaczyna się na A (nerwica natręctw?) nie był niczym dziwnym. Dzisiaj tak dyskryminacyjne kryteria przyjęcia z pewnością wywołałyby kilkudniowy shitstorm.

Czyżby?
Niewinny umysł dziecka nie wyłapuje wszystkich nieprawidłowości jakimi przesycona jest ta produkcja. Cała uwaga skupiona jest na wpadających ucho piosenkach oraz intensywnych kolorach bijących z ekranu. Znane i sprawdzone techniki manipulacyjne.  Gdy po latach wraca się do tej produkcji człowiek zastanawia się dlaczego owa Akademia nigdy nie trafiła pod lupę żadnego programu typu „ ACHTUNG” albo „OSTROŻNIE”?  Dlaczego nie zainteresowała się nim ŻADNA komisja? Dlaczego nikt nie reagował? Gdzie byli ludzie? Gdzie wtedy był Zbigniew Stonoga?

Możemy się wszak domyślać, ba,  mamy niezbite dowody uwiecznione na celuloidowej taśmie, że w ośrodku dochodziło do wielu nadużyć. Postaram się wypunktować moim zdaniem te najbardziej szokujące:

1.
Jak powszechnie wiadomo Pan Kleks jest uzależniony od tzw. „Piegów”, po które regularnie wysyła swoich podopiecznych. Producentem oraz dystrybutorem  tego specyfiku jest niejaki golarz Filip, fryzjer, który w wolnym czasie kumpluje się ze Zbigniewem Buczkowskim i konstruuje humanoidalne roboty. Nieważne.  Kształt oraz skutki zażycia tychże piegów są identyczne do tych po przyjęciu dietyloamidu kwasu D-lizergowego (LSD).  Ten fakt wiele tłumaczy: gotowanie wyłącznie przy pomocy farb, czy ucieczka przed wyimaginowanym, szarżującym dzikiem to niezbite dowody na halucynacje wywołane przyjęciem sporej ilości ‘piegów’. Jeśli dodamy do tego ogólną nadpobudliwość psychoruchową oraz bezsenność (z zazdrości profesor monitoruje sny swoich uczniów przy pomocy lusterek) mamy już kompletny obraz.

"Say my name"
2. Niestety najprawdopodobniej nie jest to jedyna substancja psychoaktywna obecna w Akademii. Zastanawiać może nieprzerwanie dobry humor Pana Kleksa, zawsze tryska on humorem i optymizmem. Jak się okazuje nie jest to spowodowane wyłącznie całodobową bumelą. Otóż sam zainteresowany nie kryje się ze swoim zamiłowaniem do konopii. Mało tego, nagrał nawet o tym utwór muzyczny o bezczelnym tytule „ Z poradnika młodego zielarza” gdzie bez żenady powtarza jak mantrę” SUSZYĆ, SKRUSZYĆ, ZMIELIĆ, ZWAŻYĆ”. Z ekranu bije neoliberalna swoboda, która od razu nasuwa skojrzenie ze słynnym „Róbta co chceta”. Jednym słowem, zgnilizna moralna.


Zresztą posłuchajcie sami… 


3. Czarę goryczy przepełnia fakt, że w tym ośrodku dla młodocianych mają miejsce  szokujące eksperymenty medyczne. Pan Kleks, żałosny swej megalomanii, postanawia ożywić robota Adolfa (sic!). W tej scenie oburzające jest prawie wszystko: od zabawy we władcę życia i śmierci po fatalną grę aktorską lalko-robota o niemodnym już imieniu. Cała historia kończy się sceną, w której niewdzięczny Adolf udostępnia spisane na pergaminie sekrety Pana Kleksa, którymi z pewnością zainteresowałaby się prokuratura.
Robot jako alternatywa dla popularnego "bonga". Brak słów
Cóż, mógłbym tak wymieniać bez końca nadużycia, których dopuścił się Abroży K., ale cytując stare porzekadło „mądrej głowie dość dwie słowie”. Sami Państwo widzą, że sprawa jest poważna. Na szczęście dożyliśmy czasów, w których szanse na powstanie podobnej produkcji są znikome. Mam nadzieję ze ten post otworzy oczy wielu osobom. Moje dzieciństwo poszło już w drzazgi, lecz los przyszłych pokoleń jest w Waszych rękach. Chrońcie swoje pociechy by nie stały się ofiarami tej wielkiej mistyfikacji.

Mnie pozostał już tylko bezsilny krzyk: „Panie Kleksie, oszukałeś mnie!”.


 Serwus!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz